czwartek, 3 września 2009

Coś

Naciskana przez Iana zamieszczam swoje wymiociny. Może się wam spodoba, a może nie.

***

Czarny mercedes sunął gładko po mokrym od deszczy asfalcie. Zatrzymała auto nieopodal ciemnego zaułku. Oczywiście z piskiem opon, by zrobić wrażenie. I zwrócić uwagę. Będzie jak zwykle. Bezmózgie karki złapią się na niewinną minkę, strój niegrzecznej córeczki tatusia, piski i ucieczkę w ciemność. Sami wlezą do jaskini lwa.
- Co lalka, ochroniarza nie masz w zestawie do fury?
Głupkowaty rechot. Tryumfalny uśmiech. W głowie. Na twarzy zmieszanie. Idą do niej, a ona odwraca się i ucieka na oślep, piszcząc przeraźliwie. W środku nocy ciężko o ratunek. Nagle ściana. Odwraca się i wpada wprost w napchane sterydami łapska.

Zwolniony film. Czerwone paznokcie przeorały pierwszemu czoło, czerwona szminka miesza się z rubinowym kolorem krwi. Nieważne, czy inteligentni czy nie, zawsze smakują tak samo. Wygląda to jak na obrazie Muncha, ruda kaskada spływa na jego ramiona. Reszta ucieka. I tak nikt im nie uwierzy.

-... i wtedy rzucasz k10. Słuchasz ty mnie?
- Yyyy. Tak, tak słucham. To co było z tymi k6?
- K6 były 15 minut temu, moja droga.
- A, tak,tak. Mówiłam Ci, że i tak tego nie ogarnę. Pójdę już. Zobaczymy się jutro.

Buziak na dowidzenia nie zmieni tego, że zawsze jest Jej smutno kiedy moknie na przystanku. No dobrze, nie zawsze, akurat dzisiaj. Wczoraj też. To ten deszcz. A może to, że wkurzają Ją ciągle te same piosenki w słuchawkach. Albo to, że nie ma burzy rudych włosów tylko jakiś zdechły kolor sugerujący dziwne kontakty Jej matki z irlandzkim listonoszem. Albo to, że jak bardzo nie wciągnęłaby brzucha i tak wystaje. Tak samo jak wielki tyłek. W Jej mniemaniu wielki. W mniemaniu lustra też. Autobus oczywiście musiał wjechać w wielka kałużę. Kałuża akurat była przed Nią. Gdyby miała rude włosy zjadłaby kierowcę. Ale nie jest kimś innymi, mimo, że o tym marzy.

Niekończące się pasmo sukcesów: trzeba iść samemu na spacer. Nie, nie pójdzie z Nim, nie chce się poniżać. Zresztą pewnie siedzi z kumplami. Po drodze zajdzie się do sklepu. Z dymem tytoniowym uleci cały wielki wkurw na świat. A może i wódzia się znajdzie. Później będzie wydzwaniać , żeby Ją ktoś odholował do domu. Albo i nie.

Siedzi na mokrym piachu i gapi się na morze. Złość wcale nie ulatuje. Ani z kolejnym łykiem, ani z dymem. Tylko morze przechyla się pod dziwnym kątem. Wkurza Ją, że czasem tak trudno zapomnieć o niektórych sprawach. A Ona bardzo nie chce pamiętać. Bo niektóre wspomnienia wyżerają człowieka od środka. I nie dają w nocy spokojnie zasnąć.

- Witaj.
Patrzy w górę.
- O ja pierdolę. Nie trzeba było kupować tego taniego szajsu.
Spojrzenie pełne wstrętu na butelkę.
- Taka ładna dziewczyna, a tak brzydko mówi.
- Taki stary facet, a bawi się w doczepianie skrzydeł. W Ikara się bawisz?
- Jestem Aniołem.
Po 5 minutach udaje się Jej opanować śmiech.
- I co w związku z tym?
- Cóż, doszliśmy do wniosku, że nadawałbyś się do pilnowania ludzi. Wiesz, Anioł Stróż, te sprawy. Masz dostateczny poziom wrodzonej empatii, wrażliwości i sumienności. W prostych słowach: nadajesz się.
- A co ja z tego będę mieć?
- Spokój. Wymażemy wszystkie wspomnienia.
Wypchaj się. No idź sobie stąd. Już.

Białe pióro na piachu. Pewnie to pióro mewy.

2 komentarze:

  1. Początek mnie rozjechał. Doskonały sposób na zdobycie pożywienia, moja droga (zarazem jakie złamanie Maskarady! Twój primogen nie patrzyłby na to zbyt przychylnie!). ^^ A rudy jest przereklamowany. ;P Nie pisz tak głęboko, bo nam grafomania z bloga wycieknie! xD (chociaż kolejny tekst jest jeszcze głębszy i poważniejszy).

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz głęboko, nie słuchaj! Bądź Aniołem Stróżem tutejszej grafomanii! :P
    Hm, prawdę mówiąc, już nie lubię tych anielastych klimatów, więc o samej tematyce się nie wypowiem, ale za to pierwsze trzeci akapit... Arcydzieło! Zmiażdżyłaś mnie jak nic! ^^"

    Allemande.

    OdpowiedzUsuń