piątek, 12 marca 2010

Hellsing - Ideał


Po raz pierwszy zdarza mi się pisać typowego fanfika. Sam w sumie nie wiem czemu, ponieważ już dawno myślałem o czymś takim, ale za każdym razem wydawało mi się to coś mało oryginalnego i odtwórczego. Nie czuję się z tym zwykle dobrze. ;p

Enjoy!





Aluminiowa puszka podskoczyła w powietrze gdy lecący pocisk musnął jej krawędź, znacząc swą drogę głębokim wyżłobieniem o rozgrzanych do czerwoności brzegach. Gdy tylko zaczęła opadać, kolejna kula przedarła się przez nią rozrywając cienką blachę, niby na kształt kwiatu.
Leżąca parę kilometrów od podskakującej puszki Victoria dociskała pewnie kolbę karabinu do ramienia. Wolną ręką zsunęła szeroką opaskę z oczu, która całkowicie uniemożliwiała jej korzystanie ze zwykłego wzroku. Westchnęła głęboko i obróciła się na plecy szeroko rozkładając ramiona. Nad nią, na bezchmurnym niebie gwiazdy lśniły bladym światłem, które z trudem przeciskało się między gałęziami pokrytymi ciemnozielonymi liśćmi. Strzelanie na duże odległości nie było już dla niej wyzwaniem. Doskonale wyczuwała wszelkie różnice w gęstości, temperaturze i wilgotności powietrza na potencjalnej linii strzału, a bezbłędne przewidywanie reakcji celów zarówno żywych jak i tych nieożywionych, pozwalało wypuszczać kolejne kule nim pierwsza dotarła do celu.
- Idealnie... I co z tego? - westchnęła po raz kolejny. - Kiedyś oddałabym wiele by być najlepszym strzelcem w grupie. - jej ręce splotły się podpierając głowę. Zamknęła oczy wsłuchując się w chłodny wiatr.
Nagle poczuła, że coś jest nie tak. Delikatne źdźbła trawy zdawały się skrzypieć niczym poluzowane klepki parkietu, pod ciężkimi krokami. Nie wyczuwała obecności ludzi, a więc...

- Mistrzu? - spytała i zanim otrzymała jakąkolwiek odpowiedź, czarny, zwierzęcy kształt rzucił się w jej kierunku. Zastawiła się karabinem, nim wielkie szczęki sięgnęły jej gardła. Opierając kolbę o ziemię i uwalniając tym samym prawą rękę, wyszarpnęła z kabury ciężki pistolet.
Strzał z przyłożenia wkręcił się w czaszkę potwora niczym w masło, rozsiewając wokół krwawe strzępy. Czerwień na chwilę zawisła w powietrzu, po czym obróciła się w proch.

- Idealnie... jak na człowieka. - powtórzył Alucard usadowiony między konarami drzewa. - Nie, policjantko. Daleko temu do prawdziwego ideału. Daleko temu do połowy prawdziwego ideału. Nie posiada to nawet najmniejszych cech czegoś co można by nazwać prawdziwie idealnym strzałem.
- Ale Mistrzu! Strzelam już na granicy donośności każdej dostępnej nam broni! I trafiam! Za każdym razem! - Victoria zaprotestowała.
- I myślisz, że to czyni twój strzał ideałem?
- Jeżeli zabije mojego wroga to tak!
- Głupia! - wyprostował się opuszczając nogi, które zawisły luźno. - Idealny byłby wtedy gdybyś nie miała już po nim nikogo kogo mogłabyś nazwać wrogiem... Gdybyś pociągając za spust wstrząsnęła wszystkimi posadami swojego świata, rozsypując go na kawałki i formując na nowo. - Mówiąc to sięgnął za pazuchę płaszcza i wydobył idealnie czarnego Jackal'a.
- TO byłby idealny strzał gdyby był twoim! - jego sylwetka rozmazała się, gdy Victoria poczuła zimny dotyk metalu na potylicy. - Niewątpliwie wstrząsający! I gwarantuję, że nie będzie już wrogów...
Gdyby Victoria śmiała się odwrócić zobaczyłaby jak na jego twarzy odmalowuje się pierwotny szał i frustracja pielęgnowana od wieków. Oczy rozbłysły mu ogniem, a wargi rozwarły się ukazując zaciśnięte zęby. Po chwili nacisk na potylicy policjantki zelżał. Westchnęła lekko i wtem usłyszała strzał. Zrobiło się ciemno i otuliły ją liście i gałęzie. Poczuła, że coś ją przygniata. Nie doznała obrażeń. To tylko drzewo przewróciło się na nią. Nic więcej. Wzdrygnęła się gdy dotarło do niej, że jeszcze nie tak dawno temu "tylko drzewo" mogłoby ją zabić lub uczynić kaleką. Uspokoiła oddech, naprężyła mięśnie i prostując ramiona na pełną długość, zepchnęła z siebie gruby pień.

Alucard leżał wśród skropionej szkarłatną rosą trawy z ogromną, ziejącą w czaszce dziurą. Kula przeszła na wylot, mając jeszcze dość energii by zmienić w drzazgi wiekowe drzewo.
- Mistrzu! - Victoria wiedziała, że żaden z dotychczasowych przeciwników Alucarda nie był w stanie wyrządzić mu poważniejszej krzywdy, ale nie była pewna co by się stało gdyby to sam Mistrz postanowił się zabić. Ciało trwało w bezruchu, nawet najmniejszy skurcz mięśni nie sugerował obecności "życia" w tej powłoce.
- Wygląda na to, że nawet ja nie potrafię zrobić tego jak należy. - Drzewo znów stało na swoim miejscu, a Alucard siedział na nim dalej, jak gdyby nigdy nic nie miało miejsca. - Nieśmiertelności, mimo że jest tylko przekleństwem, nie oddaje się tak łatwo... A może to ona nie chce oddać nas...? - wzruszył ramionami i zaśmiał się cynicznie. - Niedorzeczność.
Po chwili milczenia, podczas której księżyc wyłonił się zza chmur, Alucard uniósł wzrok i zawiesił go na Victorii.
- Napij się krwi, policjantko.
- Nieeeeeee! - wrzasnęła rozpaczliwie.

czwartek, 11 marca 2010

Haiku - II

Z kapturem na łbie,
Nie słysząc "do widzenia",
Wychodzi szybko...

Serię "Do/na K." Czas zacząć... xD

środa, 10 marca 2010

Haiku - I

Miażdżony czosnek,
Różowe quasi-mięso,
Sos z pomidorów.


Zainspirowany częścią wykładu z literaturoznawstwa, postanowiłem zagłębić się w "sztuce" pisania haiku. Forma ta pozwoli mi zaoszczędzić sporo czasu, a jednocześnie wyżyć się pseudoartystycznie. Za wszystkie ziewnięcia podczas czasochłonnego czytania z góry przepraszam.

Ian