środa, 1 grudnia 2010

Fanfik again

Tym razem przyszedł czas na... BLOOD BOWL! xD

----------------------------

Powietrze nad stadionem było pełne w równym stopniu kurzu co i wrzawy. Z tysięcy gardeł wyrywały się okrzyki o szerokim spektrum wulgarności niezależnie od tego czy wyrażały one radość czy niezadowlenie. Zadeptana ciężkimi butami murawa miejscami pokryła się czerwoną rosą gdy drużyny leśnych i mrocznych elfów ścierały się w brutalnej walce o piłkę ze świńskiej skóry. Powietrze niczym bicz przeciął gwizdek goblińskiego sędziego.
- Faul! - Z jego kieszeni niczym błyskawica wystrzeliła czerwona kartka.
- Jaki faul?! Ja się tylko broniłem... - Marthar uśmiechnął się ujawniając spore braki w przednim uzębieniu, spowodowane zapewne jego wieloletnim stażem w Blood Bowl. Jego uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej gdy spoglądając nad głową arbitra dostrzegł jak dwóch mrocznych elfów przytrzymywało swego leśnego kuzyna tak by ten nie upadł pod gradem ciosów trzeciego z nich. Zasady gry jasno określały, że nie wolno atakować graczy znajdujących się w pozycji ekstremalnie odbiegającej od pionowej.
- Ten zawodnik leżał na długo zanim wbiłeś mu obcas w twarz! Dziewiątka! Wyjazd z boiska! - wydzierał się pokraczny stwór podskakując co rusz w miejscu i mnąc w dłoni czerwoną czapkę z daszkiem.
Pożegnawszy go obscenicznym gestem Marthar wolnym, pełnym samozadowolenia krokiem udał się do małej strefy przeznaczonej dla graczy w ten czy inny sposób wyłączonych z gry. Wchodząc na otoczony niskim płotem wybieg uniósł ramiona pozdrawiając skandujących jego imię kibiców, a już w szczególności żeńską część widowni. Kilka chwil wcześniej przeniesiono tam ciało jego koleżanki z drużyny. Obrażenia wewnętrzne jakich doznała po niesamowicie silnym kopnięciu w brzuch w wykonaniu kapitana drużyny leśnych elfów pozbawiły jej szansy na dalszą karierę, nie wspominając już o dalszym oddychaniu. Marthar zdjął najeżony zagiętymi ostrzami kask i zmierzwił mokre od potu czarne włosy. Usiadł opierając się plecami o wbity w ziemię drewniany słup.
- No i co dziecinko? Trzeba było się pchać tam gdzie potrzeba faceta? - mówiąc to przyciągnął do siebie stygnące ciało Deavony, po czym złożył jej głowę na swoim udzie. Wyglądała wyjątkowo niewinnie i spokojnie. Prawie zapomniał o tym, że jeszcze przed tygodniem Daevona dawała popisy w świątyniach plugawych bóstw i zraszała ołtarze krwią niewinnych ofiar, jednak gdy odnalazł w pamięci te obrazy, powróciło do niego poczucie dumy, że była jego siostrą. Fakt, że była martwa zdawał się nie mieć dla niego żadnego znaczenia. W niczym nie psuło mu to przecież radości z rzezi odbywającej się raz po raz na niezliczonych boiskach w tak wielu krainach, w których przyszło mu grać.
- PANIE I PANOWIE! CÓŻ TO?! - Z tub nagłaśniających popłynął głos komentatora. - CZYŻBY SŁAWNY NA CAŁĄ LIGĘ WIRTUOZ TORTUR CIELESNYCH I DEKAPITATOR DZIESIĄTEK AMATORÓW OKAZYWAŁ WŁAŚNIE EMOCJE?
Marthar zdał sobie sprawę, że setki spojrzeń kierują się ku niemu. Nie zastanawiając się długo, ostentacyjnie obłapił wszelkie kobiece sfery swej siostry, do których tylko mógł sięgnąć i przeciągnął językiem po wargach. Komentator szybko stracił zainteresowanie i zmienił temat na bardziej przyjazny młodszej rzeszy widzów, mając oczywiście na uwadze ich wrażliwą moralność, a mianowicie wyjątkowo paskudne podcięcie, które skończyło się utratą oka przez jednego z zawodników.
Tablica wyników wciąż obwieszczała kiepski wynik zero do zera, a pozostało już tylko kilka ostatnich minut meczu. Cheerleaderki obu drużyn, których ledwo co osłonięte ciała lśniły od potu, dawały z siebie wszystko zagrzewając wycieńczonych i niejednokrotnie zakrwawionych graczy do ostatniego wysiłku. Pokryta z dwóch stron kolcami jajowata piłka dostała się w ręce najlepszego zawodnika, a jednocześnie właściciela drużyny Zdegenerowanych Długouchych. Pomimo wielu zaostrzeń przepisów i wzmożonej kontroli przemycił on na murawę sztylet, który teraz radośnie wystawał z pleców biegacza przeciwników, gdy zabójca ile tchu w płucach pędził w stronę końcowej linii boiska.
Marthar poderwał się w podnieceniu.
- Prawym skrzydłem! Tam stoi ta ciota co nie umie się bić! Wdepcz w błoto wielbiciela roślinek! - krzyknął po czym splunął. Jak na komendę zawodnik z piłką, wykonując niemożliwy unik pod pięścią środkowego obrońcy, skierował się biegiem w kierunku drżącej ze strachu parodii gracza.
- Zmów paciorek słoneczko! - stopa napastnika wyskoczyła w kierunku podbrzusza przeciwnika, a tuż za nią cała masa rozpędzonego elfa. Gdy tylko kłębek bólu osunął się na ziemię, pokonanie kilku metrów z piłką uniesioną nad głowę było już tylko czystą formalnością.
- Tajest! Mamy ich! - Marthar podskoczył w miejscu. Wiedział, że w wypadku wygranej czeka go sowita premia za wyeliminowanie jednego z kluczowych zawodników. Przez myśl przemknęła mu wizja nabycia nowego wyposażenia do kuchni. Niewolnicy w końcu tak szybko się zużywają...
W ogromnej klepsydrze pozostało już tylko kilka ziarenek piasku, więc leśne elfy nie miały już szansy na odrobienie straty. Nie czekając na gwizdek obwieszczający koniec meczu, co mądrzejsi z nich w panice rzucili się ku szatniom, więdząc co może ich czekać z rąk rozwścieczonych przegraną kibiców.
- Pse pana! - Marthyr obrócił się i ujrzał chłopca ze skrawkiem pobrudzonego bliżej niezidentyfikowaną substancją pergaminu. - Podpise to pan dla mojej siostly?
Mroczny elf przekrzywił głowę taksując dziecko wzrokiem i po krótszym namyśle, rzekł:
- Nie, spierdalaj mały. - pohamował żadzę przelania resztki swej agresji na malca po czym w pełni zwycięskiej chwały z włosami rozwiewanymi przez delikatny letni wiatr, niczym u młodego boga Blod Bowl'u, włosami podążył za resztą swej drużyny by po przegonieniu wszystkich gości z najdroższej karczmy, wraz z kompanami pić, palić i rabować.

KONIEC

1 komentarz:

  1. Podoba mi się ten plastyczny opis, mimo że natchnieniem był Blood Bowl. :) Fajnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń